Tylko 12 tys. firm korzysta z estońskiego CIT, a miało by 200 tys.

Tylko 12 tys. firm korzysta z estońskiego CIT, a miało by 200 tys.

2023-10-15

 

Według danych MF z estońskiego CIT korzysta zaledwie ok. 12,7 tys. przedsiębiorstw w kraju. Zaledwie, bowiem według zapowiedzi autorów tego systemu rozliczeń miało na niego przejść 200 tys. firm tylko do końca 2021 roku. Co jest tego przyczyną?

Niska, 10% stawka opodatkowania podatkiem dochodowym od osób prawnych dochodów w spółce w formie ryczałtu, lub całkowity brak opodatkowania aż do chwili wypłaty dywidendy – to główne zalety tzw. estońskiego CIT, który miał zachęcić polskie firmy do rozwijania prowadzonej działalności. Przedsiębiorca może bowiem unikać opodatkowania CIT, odraczać termin płatności podatku, tak długo dopóki generowanego zysku nie przeznacza na wypłatę dywidendy a na inwestycje w rozwój firmy.

We wtorek 26 września, podczas wystąpienia w Lublinie wiceminister finansów Artur Soboń informował o wzroście zainteresowania rozliczaniem się przez spółki estońskim CIT-em. Do końca 2021 r. korzystało z niego 517 podatników, rok później już 9 tysięcy, a w czerwcu 2023 r. 12,7 tys. Minister stwierdził, że to jeden z największych sukcesów podatkowych kadencji rządu.

Tyle że wprowadzając w życie regulacje estońskiego CIT-u (2021 r.) MF szacowało, że już w pierwszym roku może skorzystać z niego nawet 200 tys. firm. Co więc sprawia, że mimo oferowanych przez tę formę rozliczeń korzyści zdecydowało się dotąd na nią zaledwie kilka procent przedsiębiorców?

Przyczyną może być niepewność prawna. Oferta preferencji podatkowych to jedno, a praktyka ich honorowania przez organy podatkowe co innego. Wystarczy podać przykład innej ulgi – na robotyzację, która również miała pobudzić przedsiębiorców do inwestycji. W jednej z interpretacji indywidulanych organ chciał pozbawić firmę ulgi, bo stwierdził, że posiadany przez nią robot tylko przekładał wyrób w procesie produkcyjnym, ale go nie produkował. Nie spełniał przez to definicji robota przemysłowego (sprawa I SA/Gl 119/23 z 12 lipca 2023 r., WSA w Gliwicach).

Przedsiębiorcy mogą się więc obawiać, czy w starciu z fiskusem, bez stałej pomocy doradcy podatkowego czy radcy prawnego, będą potrafili efektywnie korzystać z dobrodziejstw estońskiego CIT-u. Ulga IP BOX, która miała zatrzymać programistów w kraju, w praktyce raczej mogła wywołać efekt odwrotny. Organy podatkowe albo niekorzystnie wypowiadają się w zakresie wydatków jakie ponoszą przedsiębiorcy, pozbawiając ich możliwości odliczenia od podstawy opodatkowania kosztów związanych z prowadzeniem prac badawczo-rozwojowych (ulga B+R), albo odmawiają im prawa do preferencyjnego opodatkowania stawką 5% osiągniętych w roku podatkowym dochodów z chronionych kwalifikowanych praw własności intelektualnej (ulga IP BOX).

W przypadku estońskiego CIT przedsiębiorcy obawiają się niekorzystnego kwalifikowania osiąganych przez spółkę dochodów jako tzw. ukrytych zysków, których wypłata nie podlega zwolnieniu z CIT. Przykładem są pożyczki wypłacane przez spółki powiązane, albo inne świadczenia, np. w postaci opłat za najem nieruchomości, które organy kwalifikują jako wspomniane ukryte zyski, a nie koszty prowadzonej działalności.

Odpowiedzi na pytanie, dlaczego przedsiębiorcy nie decydują się na tę dedykowaną dla nich, według zapowiedzi MF, rewolucyjną w polskim systemie podatkowym preferencyjną formę rozliczeń z fiskusem, szukałbym w zasadzie zaufania, a konkretniej w braku jej poszanowania. Zgodnie z art. 121 § 1 Ordynacji podatkowej, postępowanie podatkowe powinno być prowadzone w sposób budzący zaufanie do organów podatkowych.

Jak widać w rzeczywistości jest chyba zupełnie inaczej i to właśnie sposób prowadzenia przez organy postępowań sprawia, że przedsiębiorcy nie mają do nich zaufania. Wolą więc trwać nawet w mniej korzystnym dla siebie systemie rozliczeń, ale dobrze już znanym, i nie narażać się na ryzyko prowadzenia działalności w nowym otoczeniu prawnym, nadzorowanym przez te organy.