Zbycie spółki lub przedsiębiorstwa | Obsługa prawna

Anatomia decyzji nieodwracalnych

Są decyzje, które możesz cofnąć. Zatrudniłeś niewłaściwą osobę — zwalniasz. Wynająłeś złe biuro — wypowiadasz umowę. Źle wyceniłeś produkt — zmieniasz cennik.

A są decyzje, które zostają. Sprzedaż firmy jest taką decyzją. Kupno — również. Raz podpisane, żyje własnym życiem. Możesz żałować, ale nie możesz przewinąć.

Ta nieodwracalność powinna zmieniać wszystko: jak myślisz o transakcji, jak ją przygotowujesz, ile czasu poświęcasz na scenariusze, których wolałbyś nie rozważać.

Powinna. Zwykle nie zmienia.

Psychologia stołu negocjacyjnego

Sprzedający jest zakochany. Budował firmę latami, zna każdy jej zakątek, pamięta każdy kryzys przetrwany i każdy sukces wywalczony. Widzi wartość, której nie ma w bilansie — bo ta wartość istnieje tylko w jego głowie.

Kupujący jest łowcą. Szuka okazji, niedoszacowanych aktywów, synergii, których sprzedający nie dostrzega. Widzi problemy, które można rozwiązać, i oszczędności, które można wycisnąć. Patrzy na firmę jak na mechanizm do optymalizacji.

Te dwie perspektywy muszą się spotkać w jednej cenie. I tu zaczyna się prawdziwa gra — nie o pieniądze, ale o narrację. Kto przekona drugą stronę do swojej wersji wartości?

Doradca, który rozumie tę psychologię, jest wart więcej niż ten, który zna tylko przepisy.

Informacja jako waluta

W normalnym handlu obie strony wiedzą, co kupują. Chleb jest chlebem. Samochód można obejrzeć, sprawdzić, przejechać próbną trasę.

Przy nabyciu spółki kupujesz rzecz, której nie możesz w pełni poznać przed zakupem. Kupujesz przeszłość firmy — wszystkie decyzje, wszystkie zobowiązania, wszystkie ukryte miny. Kupujesz przyszłość — której nikt nie zna.

Due diligence to próba zmniejszenia tej niewiedzy. Ale tu działa paradoks: im więcej pytasz, tym bardziej sprzedający wie, czego szukasz. Im bardziej kopiesz, tym lepiej rozumie, gdzie są twoje obawy.

Informacja płynie w obie strony. Kupujący uczy się o firmie. Sprzedający uczy się o kupującym. I obaj używają tej wiedzy przy stole negocjacyjnym.

Czas jako broń

Transakcje mają swój rytm. Na początku jest entuzjazm — obie strony widzą możliwości, różnice wydają się do pokonania. Potem przychodzi środek — szczegóły, komplikacje, zmęczenie. Na końcu jest presja zamknięcia — już tyle zainwestowane, już tyle przegadane, trzeba kończyć.

Ten rytm nie jest neutralny. Można go używać.

Sprzedający, który wie, że kupujący zainwestował miesiące w due diligence, może w ostatniej chwili zmienić warunki. Kupujący, który ma alternatywę, może wstrzymać negocjacje, gdy druga strona już poinformowała pracowników.

Taktyka czasowa jest częścią każdej transakcji. Pytanie tylko, czy jesteś jej podmiotem, czy przedmiotem.

Struktura, która decyduje o wszystkim

Kupujesz udziały czy aktywa? Płacisz gotówką czy akcjami? Całość od razu czy w transzach powiązanych z wynikami?

Te pytania brzmią technicznie. Są egzystencjalne.

Kupno udziałów to kupno firmy z całą jej historią — również tą, o której nie wiesz. Ukryte zobowiązania podatkowe, roszczenia pracownicze, umowy, które staną się twoimi umowami. Kupno aktywów to chirurgiczne wycięcie tego, czego chcesz, zostawiając resztę sprzedającemu.

Płatność w transzach to ubezpieczenie — jeśli sprzedający skłamał o wynikach, przyszłe transze pokryją stratę. Ale to też ryzyko — sprzedający, który nie dostał całości, może sabotować przejście.

Każda struktura ma swoją logikę, swoje zalety, swoje pułapki. Wybór struktury to wybór ryzyk, które akceptujesz.

Papier, który mówi prawdę

Representations and warranties — oświadczenia i zapewnienia — to nie jest formalność wypełniająca strony umowy. To jest mechanizm wymuszania prawdy.

Sprzedający oświadcza: nie ma ukrytych zobowiązań podatkowych. Nie toczą się postępowania sądowe. Kluczowi pracownicy nie odejdą. Umowy z kontrahentami są ważne.

Jeśli kłamie, płaci. Nie dlatego, że jest nieuczciwy — dlatego, że tak mówi umowa.

Zakres tych oświadczeń, ich precyzja, wyjątki, które sprzedający zdoła wynegocjować — to jest pole bitwy. Tu wygrywa się i przegrywa więcej niż przy negocjacji ceny.

Zamknięcie to początek

Podpisy złożone, pieniądze przelane, szampan otwarty. Transakcja zamknięta?

Nie. Transakcja dopiero się zaczyna.

Teraz musisz zintegrować dwie kultury firmowe, które mogą się odpychać jak magnesy. Musisz zatrzymać ludzi, którzy właśnie dostali pieniądze i zastanawiają się, czy chcą pracować dla nowego właściciela. Musisz wyjaśnić klientom, że zmiana własności nie oznacza zmiany jakości.

Większość wartości przy zbyciu spółek jest niszczona po zamknięciu, nie przed. Synergie, które wyglądały świetnie w Excelu, rozbijają się o rzeczywistość. Oszczędności, które miały się zmaterializować, wymagają zwolnień, których nikt nie chce przeprowadzać.

Umowa, która tego nie przewiduje, jest umową niedokończoną.

Forma — ta nudna część, która niszczy transakcje

Sprzedaż udziałów wymaga formy pisemnej z podpisami notarialnie poświadczonymi. Sprzedaż przedsiębiorstwa z nieruchomością — aktu notarialnego. Zgoda zarządu, jeśli umowa spółki jej wymaga. Prawo pierwszeństwa wspólników, jeśli istnieje.

To brzmi jak techniczny szczegół. To jest techniczny szczegół — który potrafił unieważnić transakcje warte miliony.

Formalności są nudne. Dlatego są lekceważone. Dlatego warto mieć kogoś, kto je sprawdzi, zanim złożysz podpis pod dokumentem, który okaże się bezwartościowy.

Co robimy

Przeprowadzamy transakcje od pomysłu do zamknięcia — i dalej, przez integrację.

Strukturyzujemy: wybieramy formę, która realizuje cel biznesowy z optymalnym profilem ryzyka i kosztów podatkowych. Negocjujemy: siedzimy przy stole i pilnujemy, żeby entuzjazm nie zastąpił ostrożności. Badamy: due diligence, które szuka problemów, nie potwierdzeń. Dokumentujemy: umowy, które mówią to, co myślisz, że mówią.

Reprezentujemy obie strony — ale nigdy w tej samej transakcji. Znajomość perspektywy kupującego czyni nas lepszymi doradcami sprzedającego. I odwrotnie.

Ostatnia myśl

Transakcja M&A to moment, w którym lata pracy spotykają się z jedną decyzją. Dla sprzedającego — być może najważniejszą decyzją finansową w życiu. Dla kupującego — zakładem, który może zdefiniować następną dekadę.

Takich momentów nie powinno się przechodzić samemu. Nie dlatego, że jesteś niekompetentny. Dlatego, że jesteś zbyt blisko, żeby widzieć wszystko. Zbyt zaangażowany, żeby być obiektywnym. Zbyt zmęczony w czwartym miesiącu negocjacji, żeby zauważyć pułapkę na stronie sto czterdzieści siedem.

Po to są doradcy. Nie żeby decydować za ciebie. Żebyś decydował, widząc całość.