Beneficjenci i przegrani ukraińskiego kryzysu
Być może nieco zszokujemy czytelników, ale w naszej opinii, beneficjentem kryzysu ukraińskiego bynajmniej nie jest Rosja, która straciła i w dłuższej perspektywie będzie na nim tracić pod każdym względem (politycznym, gospodarczym, wizerunkowym).
Tymi, którzy zyskują na takim, a nie innym rozwoju sytuacji za naszą wschodnią granicą są: prowadząca do tej pory suchotniczy polityczny żywot Platforma Obywatelska, która zyskała „świeży dopływ tlenu” i skoczyła w sondażach poparcia oraz korporacyjna Ameryka, która zaciera ręce, gdyż jest okazja do zarobienia na przetargach zbrojeniowych w tej części Europy. Można by nad tym przejść do porządku dziennego i pozostawić bez komentarza, gdyby nie jedno „ale”… Otóż to, co jest dobre dla Platformy Obywatelskiej i korporacyjnej Ameryki niekoniecznie musi być korzystne dla Polski.
A któż jest największym przegranym, poza – rzecz jasna – zwykłymi obywatelami, którzy każdy tego rodzaju kryzys przypłacają życiem (ofiary Majdanu) albo dramatyczną sytuacją ekonomiczną? Otóż przegranymi są ci, którzy nigdy się do tego nie przyznają, bo porażka niezwykle boli, a wstyd wręcz pali – wywiady USA i państw zachodnich.
Nie wrzucamy ich do wspólnego kosza, bo często ze sobą konkurują. Kryzys ukraiński potwierdził to, co pokazały już wypadki z 11 września 2001 roku: można być technologicznie perfekcyjnym, można podsłuchiwać kanclerz Merkel, przywódców państw, a nawet samego Putina, ale bez źródeł osobowych i doskonałych analityków wywiady pozostaną ślepe i głuche. Technika nie zastąpi dobrze ulokowanego agenta. Szok w Langley na tle rozwoju wydarzeń na Ukrainie musiał być przeogromny. Jakże teraz NSA, CIA i inne służby muszą się wykazać, jak bardzo muszą wymachiwać wojennym straszakiem.
Przystępujemy do formułowania tych tez i refleksji wokół „wypadków ukraińskich” z ogromnym niepokojem. Nie jesteśmy bowiem pewni, czy krytyka Ameryki jest tożsama z rosyjską agenturalnością. Czy piętnując nakręcanie atmosfery strachu przez rządzącą polską partię i wręcz nachalną aktywność korporacyjnej Ameryki zyskamy miano agentów, czy tylko „pożytecznych idiotów”? Zdecydowaliśmy się jednak zaryzykować, ponieważ chcemy, aby czytelnik otrzymał w miarę wszechstronny obraz nie tyle sytuacji na Ukrainie, ile kontekstu wydarzeń.
Oficjalna rodzima propaganda, ale również prywatne media przyjęły jedynie słuszną narrację (rządzących) i starają się Polakom „wcisnąć” kilka tez, w których prawda wymieszana jest z półprawdą bądź z oczywistym fałszem. Warto im się przyjrzeć.
Po pierwsze, nieprawdziwa i dalece uproszczona jest manichejska wizja autorów konfliktu. W polskich mass mediach próbuje się wykazać, niekiedy w sposób wręcz nachalny, że wokół problemu Ukrainy siły dobra i wartości (czytaj Zachód) starły się z barbarzyństwem, cynizmem i agresją (azjatycka Rosja). Pozostając przy jednoznacznie negatywnej ocenie działań Rosji, należy zastanowić się o jakie tym razem „wartości” w tym konflikcie chodzi „szlachetnej” Ameryce, gdyż w przypadku podsłuchiwania telefonu kanclerz Merkel chodziło o „łapanie terrorystów”.
Kilka miesięcy temu, przy okazji afery podsłuchowej NSA staraliśmy się czytelnikom przybliżyć relacje zachodzące pomiędzy Ameryką polityczną i Ameryką korporacyjną. Posiłkując się terminologią marksistowską tę pierwszą określiliśmy nadbudową, zaś drugą – bazą.
Staraliśmy się uzasadnić, iż Ameryka polityczna, której emanacją jest administracja Prezydenta, istnieje w kształcie i realizuje politykę wyznaczaną życzeniami Ameryki korporacyjnej. Kiedy korporacyjna Ameryka parła do wojny z Irakiem, zadaniem politycznej Ameryki było znalezienie pretekstu.
Kryzys Ukrainy potwierdza tylko słuszność naszych spostrzeżeń. Korporacyjna Ameryka, której związki ekonomiczne z Rosją nie są tak silne, jak Europy Zachodniej (obroty 10-krotnie mniejsze), która więcej może zarobić na przyszłych zbrojeniach w tej części Europy niż stracić na ewentualnych sankcjach (retorsjach) rosyjskich zdecydowała, iż z Rosją należy obchodzić się ostro, tworzyć klimat zagrożenia, sugerować sojusznikom „militarne wzmożenie”, dozbrajanie, modernizację armii.
Postawiła więc konkretne zadania Ameryce politycznej: na kryzysie mamy zarobić, kreujecie psychozę wojny. Stąd ostre sformułowania sekretarza stanu Johna Kerry i prezydenta Baracka Obamy. Dostali zielone światło od świata korporacji i mogą wykazać swoją „twardość” oraz „umiłowanie wartości”. Czy to oznacza, iż ich krytyka Rosji jest bezpodstawna? Wręcz przeciwnie, tylko nie pozwólmy, aby obserwator odniósł wrażanie, iż ta krytyka wypływa z „trzewi” amerykańskich wartości i moralności, bo stoi za nią tylko pospolity interes.
Korporacyjnej Ameryce w sukurs przychodzą nieocenieni w takich sytuacjach tzw. amerykaniści. Zaczynają coś bzdurzyć o strategicznym partnerstwie amerykańsko-polskim. Zaczęło się jeszcze przed kulminacją kryzysu ukraińskiego, od wizyty sekretarza obrony USA Chucka Hagela w Polsce, który rzekomo przyjechał tylko po to, aby odwiedzić ziemie swoich przodków. Natomiast inne punkty wizyty, jak choćby rozmowy na temat sprzedaży uzbrojenia, miały w tej narracji nastąpić niejako „przy okazji”.
Cóż o tej wizycie napisał dyżurny amerykanista G. Kostrzewa-Zorbas? Zacytujmy: „Być może przesłanie podróży Hagela otworzy drogę – nawet jeśli będzie daleka i stroma – do stosunków specjalnych, czyli związku mocniejszego od traktatów sojuszniczych, niemożliwego do złamania, opartego o historyczne pokrewieństwo narodów, bliskość kulturową i zgodną wizję interesów geopolitycznych, gospodarczych i wojskowych, bez zależności od Ameryki – odwrotnie, ze zwiększoną równorzędnością, nawet przy ostrej różnicy potencjałów” („W Sieci” nr 7 z 2014 r.). Okazuje się, że nie ma takiego głupstwa, które „amerykaniści” by nie wypowiedzieli.
Mamy więc w tym krótkim fragmencie: stosunki specjalne, bliskość kulturową, historyczne pokrewieństwo narodów (czyżby pierwszy Amerykanin-Indianin to był ów legendarny Czech, bo chyba nie Rus?) i – uwaga, uwaga!!! – „zwiększoną równorzędność”. No po prostu rozpacz! Ani słowa o interesach, ani wzmianki, że ów „Hagelski”, wokół którego chce się budować owe „stosunki specjalne” jutro, albo za miesiąc, a na pewno za 2 lata nie będzie sekretarzem obrony.
Najlepszym testem na bezinteresowność amerykańskiej miłości do Polski byłoby zaledwie skromne uwzględnienie amerykańskich korporacji w poważniejszych przetargach zbrojeniowych, a w to miejsce oparcie się o partnerów i koncerny europejskie. Jakże szybko skończyłoby się owo „specjalne partnerstwo”.
Póki co korporacyjna Ameryka zaciera ręce, a jej polityczni i handlowi wysłannicy są obecni we wszystkich państwach granicznych z Rosją z jednym, wyraźnym przesłaniem – trzeba się zbroić. Na niebie, nie wiedzieć w jakim celu, fruwają amerykańskie F-16, a Joe Biden obiecał już elementy tarczy antyrakietowej w Polsce. Nawet „wojenna” Gazeta Wyborcza przyznaje, że „…Biden mocno namawiał polskie władze na zakup amerykańskich systemów obrony antyrakietowej i przeciwlotniczej” (19.03.2014r.)
Lobbuje więc za amerykańskimi korporacjami Lockheed Martin i Raytheon. Portale, prasa, telewizje pełne są wypowiedzi, pożal się Boże, ekspertów jakoby Rosja chciała już wchłonąć przynajmniej 5 dalszych krajów, w dodatku członków NATO. Wydawcy „łykają” te ewidentne bzdury, nie marszcząc nawet czoła niezależną myślą, ponieważ bzdety się dobrze sprzedają. Nie biorą pod uwagę rzeczywistej, kiepskiej sytuacji ekonomicznej Rosji, nie zająkną się, iż budżet obronny Rosji jest 10-krotnie niższy od Stanów Zjednoczonych, a więc nie ma najmniejszych szans w jakimkolwiek konflikcie z państwem-członkiem NATO.
Wszystko to na rękę Ameryce, która (zgadnij czytelniku, kto?) wygra ważniejsze przetargi zbrojeniowe w regionie, zwłaszcza w Polsce. Proszę nie mieć złudzeń – korporacyjna Ameryka to pierwszy beneficjent kryzysu ukraińskiego.
Po drugie, sztucznie podsycana przez rządzących i nakręcana przez media psychoza strachu, atmosfera nieuniknionej wojny z udziałem Polski. Kolejnym beneficjentem ukraińskiego kryzysu jest – ku swemu własnemu zdumieniu – rządząca Platforma Obywatelska. Problem z tą partią polega na tym, że kiedy zrozumiała, iż paradoksalnie Ukraina to koło ratunkowe dla jej spadających słupków sondażowych, postanowiła wejść mocno w wojenną retorykę i tym samym grać nieuczciwie, by nie rzec cynicznie.
Wpisuje się w to orędzie premiera (19.03.2014) nie uzasadnione w najmniejszym stopniu zagrożeniem państwa – służą temu narady premiera z wojewodami, którzy mają sprawdzać zapasy wojenne, służy retoryka, jakoby Putin prawie pukał do naszych domostw. W tę sztuczną histerię wpisują się wyświechtane frazesy typu „chcesz mieć pokój to szykuj się do wojny” itp. Ma się utrzymywać ciągłe wzmożenie narodowe – mówimy o zagrożeniu wojennym ze strony Rosji, a nie o kłopotach dnia codziennego.
Jutro premier spotka się z Ligą Polskich Kobiet (jeśli taka istnieje) i da pogadankę o potrzebie gromadzenia środków opatrunkowych, pojutrze przyjmie przedstawicieli konkurencyjnych związków harcerskich i zaapeluje o jedność oraz zwiększenie częstotliwości zbiórek, podchodów itp. Brakuje tylko tego, aby wzorem II Rzeczypospolitej ruszyła akcja zakupu broni dla naszej armii pod hasłem „każda gmina funduje jeden cekaem”. Zresztą, w tym akurat polskie gminy chętnie wyręczy korporacyjna Ameryka.
Przerysowane? Być może, ale niewiele. Rządząca partia z pewnością ma świadomość, iż na tym wojennym paliwie daleko się nie zajedzie, co najwyżej do wyborów do Parlamentu Europejskiego. Ale co tam martwić się na zapas… Na razie rządzącym psychoza wojenna jak najbardziej odpowiada. Raz, że prężą muskuły pokazując, iż są „silni, zwarci, gotowi”, a po drugie zyskują w sondażach. W obliczu „wroga pukającego do bram” bledną problemy kolejek do lekarza, marności oświaty, bezrobocia absolwentów, niedofinansowania wielu sektorów itp.
Wreszcie kilka słów o wielkich przegranych: wywiadach państw zachodnich, szczególnie amerykańskim. O polskim wywiadzie nie warto wspominać, bo po sławetnym raporcie A. Macierewicza, nikt przy zdrowych zmysłach nie zechce z nim współpracować ani traktować poważnie przez najbliższych kilkadziesiąt lat.
Służby wywiadowcze Ameryki zostały kompletnie zaskoczone kierunkiem i tempem ukraińsko-rosyjskich wydarzeń. Świadczy o tym zachowanie amerykańskich polityków, ale świadczą też próby kreowania Putina na człowieka, który „odpłynął”, jest chory psychicznie, nieobliczalny itp. To sprytne usprawiedliwienie własnej wywiadowczej indolencji. No bo jak przewidzieć posunięcia psychopaty? Problemy wywiadu amerykańskiego narastają od wielu lat i są znaczone takimi wydarzeniami jak atak na World Trade Center, afera E. Snowdena i obecny kryzys ukraiński.
Aktualnie trwa ostry konflikt pomiędzy CIA a senacką komisją ds. wywiadu. W ubiegłym roku komisja przygotowała 6000 – stronicowy raport dotyczący oceny dorobku informacyjnego CIA pochodzącego z przesłuchań i aresztowań po wrześniu 2001 roku. Ocena jest bardzo krytyczna, sprowadza się, do tezy, iż ten urobek był mizerny, zupełnie nieadekwatny do poniesionych nakładów. Szef CIA J. Brennan odniósł się do niej w 122-stronicowej opinii. Zakwestionował w niej zarówno niektóre fakty, jak i całościową konkluzję, jednak problem pozostaje (New York Times 05.03.2014 r.), a zła passa wywiadu amerykańskiego jest faktem.
Ukraina wywołała prawdziwą burzę wokół wywiadu. Część członków Kongresu domaga się postępowania w sprawie działań wywiadu dotyczących kryzysu, szczególnie na Krymie. Rzecznik Dyrektora Biura Narodowego Wywiadu bronił się twierdząc, że społeczność wywiadowcza systematycznie sygnalizowała złowrogie trendy w rosyjskiej polityce zagranicznej od prezydentury Putina w 2012 roku, a 26 lutego ostrzegała, że Krym jest punktem zapalnym konfliktu ukraińsko-rosyjskiego.
Niektórzy członkowie Komitetu ds. Wywiadu Kongresu (House Intelligence Commitee) przyznają, iż interwencja była nieprzewidywana, natomiast znajdowała się na liście „wielu możliwości”. Zanosi się jednak na dochodzenie celem ustalenia czy jest to kwestia braku informacji wywiadu, czy problem z ich analizą.
W senackiej komisji obrony senator John McCain próbował wydobyć informację od Chucka Hagela czy inwazja na Krym była zaskoczeniem dla Pentagonu. Ten odpowiedział, iż resort obrony był świadomy zagrożeń, ale odmówił ujawnienia szczegółów na publicznym posiedzeniu.
Krytycy pracy wywiadu są na ogół zgodni, że gdyby Stany Zjednoczone i ich europejscy sojusznicy mieli wcześniej lepsze informacje i świadomość rozwoju sytuacji, mogliby prewencyjnie przekonać o niepodejmowaniu działań na Krymie (CNN 6.03.2014).
Trudno o generalne konkluzje w sytuacji dynamicznie rozwijającego się konfliktu ukraińsko-rosyjskiego, gdzie już nie dni, ale godziny przynoszą zmiany. Intencją naszego wywodu była bardzo skromna – jest to próba uświadomienia czytelnikom, że prawdą jest, iż w tym konflikcie Rosja odgrywa rolę szwarccharakteru, ale nie pozwólmy sobie wmówić, iż naprzeciwko niej stanęły zastępy aniołów.
Kancelaria Prawna Skarbiec
Autorzy: radca prawny Robert Nogacki, dr Marek Ciecierski