Doradcy specjalnej troski

Doradcy specjalnej troski

2010-05-16

 

Skandal finansowy, który dotyczył umów zabezpieczających wynik transakcji eksportowych polskich eksporterów przed ryzykiem walutowym uświadomił nam, jak wielkie znaczenie ma uczciwość i profesjonalizm w tak delikatnej materii, jaką są finanse.

Całe armie dystrybutorów produktów doskonale radziły sobie wśród setek polskich przedsiębiorstw, obiecując darmowe zabezpieczenie przed ryzykiem walutowym oparte na złożonych strategiach opcyjnych.

Plany sprzedaży należało realizować, bo od tego zależała prowizja, premia i posada. Szefowie byli rozliczani przez jeszcze ważniejszych szefów, a najwyższe profity czerpały zarządy, które dziś niechętnie rozmawiają na temat owych „cudownych” strategii wykreowanych przez wątpliwej jakości specjalistów.

 

Pomoc doradcy

 

Ufając doradcom, skomplikowane umowy podpisywały, niejednokrotnie „w ciemno”, małe i średnie firmy, które nie zatrudniały sztabów specjalistów. Obiecywano im bezkosztowe zabezpieczenia przed ryzykiem walutowym, a nawet możliwości nadzwyczajnego zarobku. Przed dostawcami toksycznych strategii opcyjnych stały również otwarte drzwi potentatów przemysłowych z rozbudowanymi departamentami finansowymi.

Niefrasobliwych menedżerów ds. finansów było wielu, również wśród spółek giełdowych. Przykładem są Zakłady Azotowe Puławy, które na koniec 2008 roku odnotowały ujemną wycenę pozycji w opcjach na poziomie 124 mln zł. Wielomilionowe straty poniosły również inne spółki giełdowe, np. Ciech, Ropczyce, Duda, Paged.

Po ilości wpadek z opcjami widać, jak wielu decydentów w firmach zapomniało o podstawowej zasadzie w biznesie – nie ma nic za darmo. W finansach zysk i ryzyko stanowią nierozłączną parę – tego uczą już na początkowych latach studiów ekonomicznych. Bank, który wypłacał określoną premię za sprzedane opcje nie czynił tego bez powodu.

Kupując od przedsiębiorcy opcje, zapewnił sobie pewną ilość praw, które pozwoliły mu przeniesienie na niego dużego ryzyka finansowego. Przedsiębiorca – nawet bez wczytywania się w skomplikowane zapisy umowy opcyjnej – winien był zastanowić się, dlaczego bank daje mu pieniądze za nic. Na doradcę, będącego jednocześnie sprzedawcą bankowym nie mógł liczyć, bo ten miał w tym swój interes.

Jak twierdzi mecenas Robert Nogacki z Kancelarii Skarbiec, istnieją bardzo poważne przesłanki, aby uznać, że niektóre banki nie tylko wykorzystywały błędne wyobrażenia klientów o umowach łączących ich z bankiem, ale wręcz świadomie wprowadzały ich w błąd.

Jak twierdzi mecenas Nogacki, dokumentacja transakcyjna wielu kontraktów opcyjnych jest na tyle niejasna, iż możliwe jest interpretowanie jej w sposób korzystny dla klientów, dzięki czemu można istotnie zmniejszyć ich zobowiązania. – Myślę, że w niektórych wypadkach możliwa jest minimalizacja obciążeń do poziomu całkowicie akceptowalnego dla przedsiębiorców.

 

 

(Fragment wypowiedzi dla Kuriera Finansowego)

Źródło: Kurier Finansowy

Kancelaria Prawna Skarbiec

Autor: Jan Mazurek