Odwieczny problem władzy bez kontroli
W 1887 roku Lord Acton napisał w liście do biskupa Mandella Creightona zdanie, które stało się jednym z najczęściej cytowanych w historii myśli politycznej: „Władza ma tendencję do korumpowania, a władza absolutna korumpuje absolutnie.” Nie pisał o tyranach i dyktatorach. Pisał o papieżach — o ludziach, którzy wierzyli, że działają dla wyższego dobra. I właśnie to czyni jego obserwację tak uniwersalną.
Urzędnik skarbowy w Polsce nie jest tyranem. Jest trybikiem w systemie, który — jak każdy system władzy — zmierza ku rozrostowi, ku interpretacji wątpliwości na swoją korzyść, ku traktowaniu obywatela jako podejrzanego, nie partnera. Problem bezprawia urzędniczego to nie problem złych ludzi. To problem złych struktur zachęt.
- Przeczytaj więcej: Kto mieczem wojuje… O nieodwracalności ekspansji represji karnych
Lewiatan i jego apetyt
Thomas Hobbes stworzył obraz Lewiatana — państwa jako sztucznego giganta, który chroni obywateli przed chaosem stanu natury. Ale Hobbes pisał w XVII wieku, gdy państwo było słabe. Dziś Lewiatan urósł do rozmiarów, których Hobbes nie mógł przewidzieć. Aparat podatkowy, służby specjalne, agencje regulacyjne — każda z tych struktur ma uprawnienia, których średniowieczny monarcha by jej pozazdrościł.
James Madison, architekt amerykańskiej konstytucji, ostrzegał: „Gdyby ludzie byli aniołami, żaden rząd nie byłby potrzebny. Gdyby aniołowie rządzili ludźmi, żadna kontrola nad rządem nie byłaby potrzebna.” Ale ludzie nie są aniołami — ani ci rządzeni, ani ci rządzący. Dlatego każdy system potrzebuje hamulców.
W Polsce te hamulce istnieją: sądy administracyjne, procedury odwoławcze, Rzecznik Praw Obywatelskich. Ale hamulec działa tylko wtedy, gdy ktoś go użyje. Przedsiębiorca, który nie zna swoich praw lub nie ma odwagi ich egzekwować, de facto żyje w systemie bez hamulców.
Ekonomia nadgorliwości
Gordon Tullock, ekonomista szkoły wyboru publicznego, analizował zachowania biurokratów jak zachowania każdych innych aktorów ekonomicznych: racjonalne dążenie do maksymalizacji własnej użyteczności. Urzędnik maksymalizuje bezpieczeństwo stanowiska, unikanie odpowiedzialności, spokój. W tym rachunku odmowa jest prawie zawsze bezpieczniejsza niż zgoda.
Zatrzymany zwrot VAT to dla urzędnika zero ryzyka. Wypłacony zwrot, który okaże się nienależny — to potencjalny zarzut. Przedłużona kontrola to demonstracja aktywności. Zakończona szybko — pytanie przełożonego, czy na pewno wszystko sprawdzono. System nagradza nadgorliwość i karze za jej brak. A nadgorliwość wobec obywatela to eufemizm dla bezprawia.
Hernando de Soto, peruwiański ekonomista, badał przez dekady, jak biurokracja niszczy przedsiębiorczość w krajach rozwijających się. Jego wnioski są uniwersalne: każda godzina spędzona na walce z urzędem to godzina niespędzona na budowaniu wartości. Bezprawie urzędnicze to nie tylko bezpośrednia szkoda. To koszt alternatywny całej gospodarki.
VAT jako systemowe pole konfliktu
Podatek od wartości dodanej jest genialną konstrukcją fiskalną — samoegzekwującą się, trudną do unikania, generującą stabilne wpływy. Ale ma jedną wadę: wymaga zwrotów. I tu zaczyna się problem.
Dla budżetu państwa każdy zwrot VAT to wydatek. Dla urzędnika każdy zwrot to ryzyko. Dla przedsiębiorcy każdy opóźniony zwrot to zamrożony kapitał. Te trzy logiki zderzają się codziennie w tysiącach postępowań — i zbyt często wygrywa ta, która ma władzę, nie ta, która ma rację.
Jean-Baptiste Colbert, minister finansów Ludwika XIV, mawiał, że „sztuka opodatkowania polega na tym, by oskubać gęś tak, aby uzyskać jak najwięcej pierza przy jak najmniejszym syku.” Współczesny aparat skarbowy czasem zapomina o drugiej części tej formuły. Syk polskich przedsiębiorców jest coraz głośniejszy — ale tłumi go brak narzędzi, by zamienić frustrację w skuteczne działanie.
Odszkodowanie jako rachunek sumienia
Państwo, które wyrządza szkodę, powinno ją naprawić. Ta zasada — pozornie oczywista — w praktyce wymaga walki. Pozew przeciwko Skarbowi Państwa to nie formalność. To proces, w którym trzeba udowodnić bezprawność działania organu, istnienie szkody, związek przyczynowy między nimi.
Ale jest w tym coś więcej niż pieniądze. Václav Havel pisał o „władzy bezsilnych” — o tym, jak pojedynczy akt oporu wobec systemu zmienia rzeczywistość moralną. Przedsiębiorca, który pozywa urząd o odszkodowanie, robi coś podobnego. Mówi: to, co mi zrobiliście, miało konsekwencje. I będę ich dochodzić.
Każdy wygrany proces o odszkodowanie od Skarbu Państwa to sygnał dla systemu, że bezprawie ma cenę. Że nie każdy przyjmie je w milczeniu. Że istnieją granice — i że ktoś ich pilnuje.
Kancelaria Prawna Skarbiec
Od 2006 roku stoimy po stronie przedsiębiorców w sporach z aparatem państwowym. Według Business Centre Club mamy „odwagę w podejmowaniu się spraw trudnych, których skala i skomplikowanie wymagają wybitnej wiedzy eksperckiej.” Nie traktujemy tego jako komplementu — traktujemy jako opis naszej pracy.
Reprezentujemy klientów w kontrolach podatkowych i skarbowych. Nadzorujemy działania urzędników. Odzyskujemy zatrzymane zwroty VAT. Prowadzimy sprawy o odszkodowania za bezprawne działania organów. Działamy przed sądami administracyjnymi wszystkich instancji.
Wierzymy, że podstawowym problemem w Polsce nie jest brak kompetencji administracji — ale ich nadmiar. I że ktoś musi pilnować, by te kompetencje nie zamieniły się w narzędzie opresji.
„Cena wolności to wieczna czujność” — mówił podobno Thomas Jefferson, choć autorstwo jest sporne. Autorstwo nie ma znaczenia. Prawda tego zdania — owszem. Naszym zadaniem jest sprawić, by przedsiębiorcy nie musieli być czujni sami.